czwartek, 7 maja 2009

Chuck Palahniuk "Opętani" - Cytaty


Kolejna przeczytana książka, więc teraz czas na kolejną porcję cytatów i mądrości życiowych autora, zgrabnie wkładanych w usta bohaterów powieści... a raczej tego osobliwego zbioru opowiadań, połączonego w jedną spójną całość... całość, która przyprawia o mdłości i zawrót głowy. Zdecydowanie nie jest to książka dla osób o słabych nerwach i zbytnio wrażliwych. Jednakże polecam... To chyba jedyna książka, która wywoływała u mnie torsje podczas czytania... jednocześnie ze spazmami śmiechu ;).


Chuck Palahniuk "Opętani" (Haunted):

Jest to opowieść o koszmarach, ale nie o tych, które dręczą dzieci we śnie, tylko o upiorach i lękach, prześladujących nas na jawie.
Głównym miejscem akcji jest "ustronie pisarzy" czyli stary, opuszczony teatr, luźno wzorowany na Villi Diodati nad jeziorem Genewskim, gdzie Lord Byron gościł Mary Shelley i kilku innych pisarzy, którzy podczas deszczowego lata opowiadali sobie straszne historie, a opowieść Mary Shelley stała się zalążkiem słynnego Frankensteina. Pisarzom uwięzionym w teatrze brakuje talentu i ochoty do pracy, ale dla sławy gotowi są na wszystko. Kiedy w zamkniętym na głucho budynku zaczyna brakować jedzenia, przestają działać urządzenia i niebezpiecznie spada temperatura, bohaterowie opowiadają sobie własne horrory.
Są to opowieści odrażające, chore, ale właśnie taki styl jest typowy dla Palahniuka. Jednym z najbardziej znanych opowiadań jest to zatytułowane "Flaki". Kiedy Chuck Palahniuk jeździł po Stanach Zjednoczonych, promując "Opętanych", czytał "Flaki" na spotkaniach autorskich. Podczas tych odczytów ponad sześćdziesiąt osób zemdlało z obrzydzenia.

Sam Palahniuk na swojej stronie internetowej pisze o "Opętanych" tak: "Postanowiłem stworzyć nowy rodzaj horroru - opartego na rzeczywistym świecie. Bez nadprzyrodzonych potworów ani magii. To miała być książka, której nie będziecie chcieli trzymać przy łóżku. Książka, która stanie się zapadnią, bramą do najmroczniejszych miejsc. Do takich miejsc, do których tylko wy będziecie mogli wejść - sami - gdy ją otworzycie. Bo tylko książki mają tę moc"


A oto moim zdaniem jedne z najciekawszych przemyśleń i cytatów zawartych w samej książce:


We Francji mają powiedzenie: „duch schodów”. Po francusku esprit d’escalier. To moment, kiedy do głowy przychodzi ci błyskotliwa riposta, ale jest już za późno. Na przykład, jesteś na przyjęciu, na którym ktoś cię obraził. Musisz zareagować. Tak więc – pod presją, bo wszyscy na ciebie patrzą – mówisz coś beznadziejnie nudnego. Ale gdy tylko wyjdziesz z przyjęcia…
Schodzisz po schodach i nagle – hokus pokus. Wymyślasz idealny argument, którego powinieneś był użyć. Doskonały, miażdżący przytyk. Właśnie to jest duch schodów.
Problem w tym, że nawet Francuzi nie wynaleźli nazwy dla głupich uwag, które wypowiadasz pod presją. Dla tych idiotycznych, rozpaczliwych rzeczy, o których myślisz lub, które robisz.

Hmm… Skąd ja to znam! Ileż to razy zdarzało mi się, że ktoś mnie uraził lub zranił, a ja zamiast odciąć się zgrabną ripostą, albo mówiłam coś dennego, albo się upokarzałam płacząc. A potem w domu wyrzucałam sobie głupotę, znajdując w głowie setki cudownie ciętych ripost, których mogłam użyć zamiast tamtej jednej dennej.

Przecież nigdy nie spotykają nas tylko te nieszczęścia, których się spodziewamy.

Kiedyś powiedziałabym, że to gówno prawda. Zawsze bardzo pesymistycznie patrzyłam na przyszłość i spodziewałam się wielu nieszczęśliwych rozwiązań. Ale dzisiaj wiem, że nie wszystkie brałam pod uwagę. Los zawsze potrafi podejść od takiej strony, z której nigdy nie spodziewałbyś się ataku.

Jeśli każdy może pozwolić sobie na to, co najlepsze, to prawdę mówiąc, „najlepsze” zaczyna wyglądać dosyć przeciętnie.

„Wiesz, kiedyś myślałam, że jedyną rzeczą gorszą od pecha w miłości jest szczęście… (…) Uważałam, że kluczem do happy endu jest wybór odpowiedniej chwili, by zaciągnąć kurtynę. Szczęście trwa tylko chwilę, a potem wszystko się sypie.”

Mówi się, że ludzie nie chcą czytać o kimś, kto od urodzenia miał talent i dobrze wyglądał, zbił fortunę na występach w telewizji, a potem żył długo i szczęśliwie.
Nie, czytelnicy nie lubią szczęśliwych zakończeń.
Wolą czytać o Rustym Hamerze, chłopcu z Make Room for Daddy, który się zastrzelił. Albo o Trencie Lehmanie, sympatycznym smyku z Nanny and the Profesor, który powiesił się na płocie przy placu zabaw. O małej Anissie Jones, która grała Buffy w Family Affair i nie rozstawała się z lalką o imieniu Pani Beasley, a potem połknęła największą dawkę barbituranów w historii okręgu Los Angeles.
Właśnie takich historii pragną czytelnicy. Z tego samego powodu chodzimy na tor wyścigowy, żeby zobaczyć jak rozbijają się bolidy. Dlatego Niemcy mówią: Die reinste Freude ist die Schadenfreude. Najczystsza rozkosz ogarnia nas, kiedy pech dotyka tych, którym zazdrościmy. To najszczersza radość. Podobna do tej, kiedy jesteśmy świadkami, jak limuzyna przez pomyłkę skręca pod prąd w drogę jednokierunkową.


Czasami wygląda na to, iż pierwszą połowę życia spędzamy, zmierzając ku katastrofie. (…) Kiedy jesteśmy młodzi, niespokojnie czekamy na pretekst, by zwolnić, zatrzymać się wystarczająco długo, żeby zajrzeć pod powierzchnię świata. Taką katastrofą jest wypadek samochodowy albo wojna. Coś, co sprawi, że usiądziemy i na jakiś czas przestaniemy się wiercić. To może być rak albo ciąża. Najważniejsze, że zawsze udajemy zaskoczonych. Przez tę katastrofę nie możemy żyć tak, jak sobie zaplanowaliśmy w dzieciństwie – wciąż na pełnych obrotach.
Potem prowokujemy nowe dramaty i ból, których nam potrzeba. Ale ta pierwsza katastrofa działa jak szczepionka. (…) Całe życie poszukujemy nieszczęść – chcemy ich spróbować – po to, żeby dobrze się przygotować na nadejście ostatecznej katastrofy. Na spotkanie ze śmiercią. (…)
Doświadczamy bólu, nienawiści, miłości, radości i wojen tylko dlatego, że sami ich pragniemy. I chcemy, żeby te dramaty przygotowały nas do egzaminu ze śmierci, do którego pewnego dnia przystąpimy.

Różnica między własnym wyglądem a postrzeganiem siebie jest tak wielka, że wielu ludzi mogłaby zabić. Może wampiry nie umierają dlatego, że nie mają szans ujrzeć się na zdjęciach ani w lustrach?

Jeśli otaczasz jakiś obiekt miłością nie ograniczaj mu swobody.
Tylko się nie zdziw jak wróci z opryszczką…

HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!!!! Drugie zdanie tego cytatu wystarczy za cały komentarz do pierwszego zdania. Jak w mordę strzelił :D


Najważniejsze jest to, że ludzie potrzebują potwora, w którego łatwo im uwierzyć.
Prawdziwego, przerażającego wroga. Demona, któremu możemy się przeciwstawić i w ten sposób zdefiniować siebie. W przeciwnym razie stajemy sami przeciwko sobie.

Zwierzęta czynią nas ludźmi. Są potwierdzeniem naszej ludzkiej natury. Inni ludzie tylko sprawiają, że czujemy się zbędni. A pies albo kot, ptak czy jaszczurka… - dla nich jesteśmy bogami.

Podnoszenie świadomości wynika bezpośrednio z wyrażenia swoich powodów do niezadowolenia. Wielu ludzi nazywa tę technikę „sesją utyskiwania”. W komunistycznych Chinach, po zwycięstwie rewolucji maoistycznej, ważnym elementem tworzenia nowej kultury było pozwolenia ludziom, by wyżalili się na przeszłość. Na początku im bardziej się żalili, tym gorsze zdawały im się minione czasy. Ale po przelaniu czary goryczy zaczęli o nich zapominać. Sarkali, sarkali i sarkali, aż wyczerpali potencjał swoich strasznych opowieści. Znudzili się. Dopiero wtedy mogli zaakceptować nową rzeczywistość jako element własnego życia. Ruszyć na przód.

Niektóre opowieści zużywają się, kiedy je opowiadamy. Inne opowieści zużywają opowiadającego.

Poziomu społeczeństwa nie mierzy się stosunkiem do innych ludzi. Miarą człowieczeństwa jest nasz stosunek do zwierząt. Na świecie, w którym prawa człowieka są rozbuchane jak nigdy dotąd… na świecie, w którym standardem egzystencji jest walka o miejsce na szczycie… w kulturze, w której każdy człowiek jest odpowiedzialny za własne życie – w takich warunkach zwierzęta szybko stają się prawdziwymi ofiarami. Jedynymi niewolnikami i łupem. Zwierzęta – to one określają ludzi. Bez zwierząt nie byłoby człowieczeństwa. W świecie samych ludzi, ludzie nic by nie znaczyli…
Ludzie muszą zaakceptować dziki, zwierzęcy aspekt swojej natury. Potrzebujemy ujścia dla obronnych odruchów „walki lub ucieczki”. Dla tych zdolności, które nabyliśmy w ciągu tysięcy pokoleń. Jeśli zignorujemy własną potrzebę ranienia i bycia zranionym, jeśli odrzucimy te emocje i pozwolimy, by narastały, zaowocują wojną. Masowymi morderstwami. Strzelaninami w szkołach.

Bóg nie potrafi wybaczać, ale my możemy wybaczać Jemu. Możemy okazać się lepsi niż Pan Bóg. (…)
Powinniśmy wybaczyć Bogu…
To, że nasz stworzył za niskich. Za grubych. Za biednych.
Powinniśmy wybaczyć mu naszą łysinę.
Mukowiscydozę. Białaczkę dziecięcą.
Powinniśmy wybaczyć Bogu obojętność i fakt, że nas opuścił.
Jesteśmy Jego zapomnianym projektem naukowym, zostawił nas byśmy spleśnieli.
Złote rybki Boga, ignorowane tak długo, że musimy zjadać własne gówno spod siebie.
Powinniśmy wybaczyć Bogu wszystkie nieszczęścia, bo nie ma przed nimi ucieczki.

Niektóre historie zużywają się tym szybciej, im częściej są opowiadane. Tego rodzaju opowieści stopniowo tracą ładunek dramatyczny i za każdym razem brzmią coraz bardziej głupio i bezbarwnie. Ale są też historie innego rodzaju – takie, które zużywają ciebie. Za każdym powtórzeniem rosną w siłę. Te przypominają ci, jakim byłeś głupcem. Jakim głupcem jesteś. I zawsze będziesz.

Jeśli w ogóle istnieje sposób, żeby zrobić coś, czego nie znosisz… to trzeba znaleźć sobie zajęcie, którego nienawidzisz jeszcze bardziej. Kiedy poczujesz odrazę do skrajnie nieprzyjemnej pracy, wszystkie inne drobne, przykre obowiązki zdają się prawdziwą przyjemnością. Oto jeden z powodów, dla których warto mieć pod ręką diabła. Po to, żeby pomniejsze demony stały się bardziej znośne.
Uwielbiamy tragedie. Kochamy konflikty. Potrzebujemy diabła, bo w przeciwnym razie sami go stworzymy. Nie ma w tym nic złego. W taki sposób działa ludzkość. Ryba musi pływać, ptak musi latać.

Miłego czytania i komentowania :)

18 komentarzy:

  1. wlasnie jestem w trakcie lektury, pierwszy rozdzial jest rozbrajajacy. fight clubu i tak nic nie pobije, pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. Miłego czytania życzę w takim razie. Fakt, Fight Clubu nic nie pobije! Ale jedno trzeba przyznać tej książce - momentami jest wręcz obrzydliwa ;).
    Polecam "Rozbitka" jeśli jeszcze nie czytałeś/łaś. Zdecydowanie drugie miejsce po FC.
    Pozdrawiam i daj znać jak się podobali "Opętani"

    OdpowiedzUsuń
  3. czytalem, zastanawiam sie skad Palahniuk zna te wszystkie najdrobniejsze szczegoly z dziedzin takich jak uprawa roslin albo czyszczenie domu...albo produkcja materialow wybuchowych.
    wciaz mam zamiar niektore z nich zweryfikowac

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, on skończył dziennikarstwo, więc pewnie ma dryg do pozyskiwania nawet najdrobniejszych szczegółów dotyczących rzeczy, o których opowiada. Poza tym na pewno w wielu tych sprawach konsultował się ze specjalistami. No i od czego jest internet? Tam wszystko można znaleźć.
    Żałuję tylko, że jego książki są tak rzadko wydawane w Polsce. Słyszałam, że w 2009 mieli wydać Invisible Monsters u nas, ale póki co cisza :/

    OdpowiedzUsuń
  5. czytalas cos kurta vonneguta?

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm... niestety nie. A co on pisze?

    OdpowiedzUsuń
  7. wedlug wikipedii...:)...jest kojarzony z literatura postmodernistyczna i science-fiction, ale ja tam sie nie znam na gatunkach. w kazdym razie, jesli mialbym kogos polecic, to wlasnie jego, a jak ci sie podoba buszujacy w zbozu?pamietam, ze fajne, ale poza tym to juz nic, nawet jak sie nazywal glowny bohater

    OdpowiedzUsuń
  8. hehehe... W takim razie sięgnę po jego twórczość. Polecasz jakiś konkretny tytuł na początek?
    A Buszujący w zbożu całkiem fajne. Troszkę psychotyczne miejscami - zwłaszcza zachowania Holdena (główny bohater ;) ). Ale ciekawa jestem jak się zakończy.

    OdpowiedzUsuń
  9. "sniadanie mistrzow", sa nawet ilustracje!w kazdym razie nie ogladaj filmow na podstawie jego ksiazek, bo sa biedne. na pewno nie sa takie fajne jak "fc" albo "udlaw sie". nie masz nic przeciwko ze tak do ciebie pisze?czy uwazasz, ze ta rozmowa sie klei?moze to nieuprzejme, ze sie jeszcze nie przedstawilem, mam na imie Dominik

    OdpowiedzUsuń
  10. A zatem sięgnę po "śniadanie mistrzów" :D
    Żartujesz?! Oczywiście, że nie mam nic przeciwko! Właśnie bardzo fajnie, że piszesz i miło się rozmawia :).
    Miło mi, Dominiku, moje imię zakładam że już znasz ;) hehe

    OdpowiedzUsuń
  11. Julia, jak w Cowboy Bebop:)niestety wszystko kojarzy mi sie z jakimis ksiazkami, filmami, piosenkami, komiksami itd. czasami mnie to martwi. z drugiej strony jak kiedys od tego zeswiruje to przynajmniej mi sie nudzic nie bedzie. chcesz mi polecic jakas ciekawa ksiazke?

    OdpowiedzUsuń
  12. Hehehe, mam podobnie ze skojarzeniami czasami. A co do tamtej Julii, to cóż - większość się zgadza, poza blond włosami ;).
    Ciekawa książka? Polecam zdecydowanie "Cień Wiatru" Carlosa Ruiza Zafona, to już klasyk! Augusten Borroughs "Biegając Z Nożyczkami" i Coelho "Weronika Postanawia Umrzeć". Wszystkie ciekawe na swój własny sposób ;).

    OdpowiedzUsuń
  13. lubie ten serial, lubie glownego bohatera.
    w sumie dopiero sie zorientowalem o co chodzi
    z tym blogiem, zwiazki to naprawde trudny temat, juz nawet nie staram sie go ogarnac,
    bo czuje, ze trace od tego rozum.

    http://www.youtube.com/watch?v=D-0aAxaQ2wo

    znasz to?

    OdpowiedzUsuń
  14. Hmm... Szczerze powiedziawszy, oryginalne założenie dla tego bloga przestało istnieć już. To znaczy - fakt związki to temat naprawdę zdrowo "porypany". Ale powód założenia bloga już jest nieaktualny. Od posta "The New Beginning..." wszystko się zmieniło i jest teraz bardziej aktualne ;) Zaczęłam od początku :D

    A piosenki nie znałam, bardzo fajna. Lubię tego aktora nawet.

    OdpowiedzUsuń
  15. i tak sie szybko otrzasnelas, tez mam teraz swoj new beginning i...nie wiem co mam ze soba robic:)tymczasem zaczyna sie zima, wiec pograzam sie w pracy, grzebaniu w necie i innych zimowych zajeciach, a ty co porabiasz?studia juz pewnie skonczylas, co?

    OdpowiedzUsuń
  16. Czy szybko to nie wiem, samo rozpaczanie i pogrążanie się w dołku zajęło mi pół roku. Teraz się zamknęłam już na to co było i idę do przodu. Studia już mam dawno za sobą, a obecnie szukam pracy sobie i wykorzystuję odzyskany czas na spotkania z przyjaciółmi, poznawanie nowych ludzi, kurs tańca i inne zajęcia skupione na ruchu. Walczę zaciekle z jesienną handrą - wszystko by jej do siebie nie dopuścić. Oczywiście grzebanie w necie, muzyka itp. też uskuteczniam. A Ty, poza wymienionymi zajęciami coś jeszcze porabiasz?

    OdpowiedzUsuń
  17. wykorzystuje odzyskany czas na spotkania z przyjaciolmi i poznawanie nowych ludzi:)na nowo sie socjalizuje. nalogowo slucham muzyki, nalogowo pije kawe, fotografuje. troche trenuje, ale nie taniec. mialem sie obronic ale zrezygnowalem. w weekendy nie pracuje wiec staram sie wyjezdzac z lodzi przy kazdej nadarzajacej sie okazji, w nastepny weekend mam jechac do znajomych do poznania na vivisesje, ale przez ta cholerna pogode mi sie oczywiscie nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  18. No to bardzo podobnie spędzamy i nadrabiamy stracony czas. Też nałogowo słucham muzyki, piję kawę i trenuję :D. Zdjęć co prawda nałogowo nie robię, chociaż czasami się zdarzy ;)
    A czemu zrezygnowałeś z obrony?
    I jako maniaczka muzyczna nie byłabym sobą gdybym Cię nie spytała, czego słuchasz. ;)

    Jak chcesz to napisz na mojego e-maila: sleeping.with.butterflies@gmail.com

    OdpowiedzUsuń