THE SEASON THAT CHANGED EVERYTHING
Z pozoru patetyczne hasło promujące ten sezon "The season that changes everything" okazał się absolutnie trafny. Rzadko zdarza się, żeby serial w miarę kręcenia stawał się lepszy z serii na serię, ale właśnie tego doświadczamy przy okazji Grey's Anatomy (Chirurdzy). Cały sezon, mimo bardzo dołującego początku, i wielu niezwykle ciężkich wątków miał w sobie coś optymistycznego, niosącego pozytywną energię. Wydawało się, że wszystko powoli zaczyna wychodzić na prostą. I nagle jak grom z jasnego nieba, nastąpił finał, który faktycznie zmienił wszystko. Zatrząsł życiem wszystkich bohaterów, zakwestionował wszystko w co do tej pory wierzyli, zniweczył wszelkie zasady, wg. których postępowali. I od teraz ma się wrażenie, że nic już nigdy nie będzie takie samo.
A skoro już jesteśmy przy finale. Gorąco polecam. Był to jeden z najlepszych serialowych finałów ostatnich lat. Okrzyknięty takim nie tylko przez widzów serialu, ale także przez krytyków i recenzentów. Nie ma co opowiadać, trzeba to zobaczyć...
A póki co, poniżej tradycyjnie pula cytatów.
A skoro już jesteśmy przy finale. Gorąco polecam. Był to jeden z najlepszych serialowych finałów ostatnich lat. Okrzyknięty takim nie tylko przez widzów serialu, ale także przez krytyków i recenzentów. Nie ma co opowiadać, trzeba to zobaczyć...
A póki co, poniżej tradycyjnie pula cytatów.
-----------------------------------------------------------------------
GREY'S ANATOMY
SEZON 6 - CYTATY
-----------------------------------------------------------------------
GREY'S ANATOMY
SEZON 6 - CYTATY
-----------------------------------------------------------------------
Zgodnie z teorią Elizabeth Kubler-Ross, kiedy umieramy lub cierpimy z powodu ogromnej straty, wszyscy przechodzimy przez pięć różnych etapów żałoby. Zaczynamy od wyparcia, ponieważ strata jest tak niewyobrażalna, że aż wydaje się być nieprawdziwa. Potem ogarnia nas gniew na wszystkich dokoła nas - gniewamy się na tych, którzy przeżyli, a nawet na samych siebie. Potem zaczynamy się targować. Błagamy. Żebrzemy. Jesteśmy gotowi oddać wszystko, co mamy. Gotowi zaprzedać dusze, w zamian za choćby jeszcze jeden dzień. A kiedy targowanie zawodzi i gniew staje się nie do zniesienia, popadamy w depresję… w rozpacz, póki nie dotrze do nas, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Odpuszczamy. Odpuszczamy i przechodzimy do akceptacji.
W życiu wszystko ma swój czas. Na każdą rzecz pod niebem wyznaczona jest odpowiednia godzina. Jest czas narodzin i czas umierania. Czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zostało zasadzone. Czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i budowania. Jest czas płaczu i czas śmiechu. Czas zawodzenia i czas pląsów. Czas rzucania kamieniami i czas ich zbierania. Jest też i czas na przytulenie…
W szkołach medycznych odbywają się setki zajęć, na których uczą nas jak walczyć ze śmiercią. Ale nie ma ani jednej lekcji, na której uczą jak dalej żyć.
Słownik definiuje żałobę jako przytłaczające cierpienie psychiczne albo głęboki ból po doznanym nieszczęściu lub stracie. Dojmujący smutek. Bolesny żal. Jako chirurdzy i naukowcy nauczyliśmy się polegać na książkach, definicjach, jednoznacznościach. Ale w życiu... ścisłe definicje rzadko się sprawdzają. W życiu... żałoba może przybierać postać wielu rzeczy, noszących bardzo niewielkie podobieństwo do dojmującego smutku.
- Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale zrób coś ze swoim życiem. Choćby dlatego, że je masz! W odróżnieniu od innych, przeżyłaś! Wiem jak bardzo ta świadomość jest dla Ciebie szokująca, straszna i przerażająca, ale przeżyłaś! Więc zacznij żyć tym swoim cholernym życiem.
- Nie wiem jak…
- Nikt nie wie! Nikt nie wie jak! Ale na Boga, miej chociaż tyle szacunku dla tych, którzy zginęli, by spróbować żyć.
Izzie: Bądź moim mężem, rozbierz się, wejdź do łóżka i przytul mnie. Nie wiem o co się tak na mnie złościsz i nie wiem czego się boisz, nie chcesz nawet ze mną rozmawiać. Ale ja też się boję. Nie potrafię… Jeśli mi nie pomożesz… Jeśli chcemy dać sobie szansę na wspólne życie, to chcę móc na Tobie polegać. Proszę…
Alex: Umarłaś w moich ramionach! Umarłaś w moich cholernych ramionach, a potem okazało się, że zostawiłaś wytyczne mówiące, że nie wolno mi ratować Twojego życia. Chcesz wiedzieć, czego się boję?! Boję się wszystkiego! Boję się poruszyć. Boję się oddychać. Boję się Cię dotknąć. Nie mogę Cię stracić, bo sam nie przetrwam. I to Twoja wina. Rozkochałaś mnie w sobie, sprawiłaś, że otworzyłem przed Tobą serce. A potem umarłaś w moich cholernych ramionach…
Wszyscy przechodzimy przez żałobę, ale u każdego wygląda ona inaczej. Nie tylko śmierć wywołuje żałobę. Opłakujemy również życie, stratę, zmianę. Ale kiedy zastanawiamy się, dlaczego czasami musi być tak beznadziejnie i dlaczego to wszystko musi boleć tak bardzo, nie możemy zapomnieć, że sytuacja może się nagle odmienić. Właśnie tak pozostajesz pośród żywych. Kiedy boli tak bardzo, że nie możesz oddychać – wtedy wiesz, że żyjesz… że przetrwasz. Zachowując ten jeden dzień w pamięci, jakimś cudem… choć wydaje się to niemożliwe, nigdy już nie będziesz się czuć w ten sposób. Nie będzie już tak bardzo boleć.
Żałoba dociera do każdego w swoim czasie i na swój własny sposób. I najlepsze co możemy zrobić… co ktokolwiek z nas może zrobić… to zdobyć się na szczerość.
A co w tym wszystkim jest najgorsze? Cóż, najgorsze jest to, że żałoby nie da się kontrolować. Jedyne co możemy zrobić, to przyjąć ją, kiedy już się pojawi. Poczuć ją. I odpuścić, kiedy będziemy na to gotowi.
Jednak niezaprzeczalnie najgorszą rzeczą jest fakt, że kiedy już myślimy, że żałoba minęła, wtedy wszystko zaczyna się od początku.
I zawsze… za każdym razem… Odbiera Ci oddech.
Jest pięć etapów żałoby.
U każdego przebiegają inaczej, ale zawsze jest ich pięć.
Paranoja daje ci przewagę na sali operacyjnej. Chirurdzy piszą w swoich głowach najgorsze scenariusze z możliwych. Jesteś gotowy do zamknięcia pacjenta, zatamowałeś krwotok, wiesz o tym… a jednak cichy głos w twojej głowie, pyta... „Jesteś tego pewien?” Co, jeśli pacjent umrze, a ty nie mogłeś temu zapobiec? Więc sprawdzasz jeszcze raz swoją pracę przed zamknięciem. Paranoja… jest najlepszym przyjacielem chirurga.
Wszyscy łatwo temu ulegamy. Lękowi i niepewności przed nieznaną przyszłością. Ostatecznie jest to bezcelowe... Bo całe to zamartwianie się, snucie planów na to, co może, ale nie musi się wydarzyć tylko pogarsza sprawę. Więc wyprowadź psa, albo zdrzemnij się na chwilę. Cokolwiek zrobisz, przestań się zamartwiać. Ponieważ jedynym lekarstwem na paranoję jest być tutaj… tak po prostu.
Naprawdę chcę, żebyś dalej robiła to, co kochasz. Jesteś w tym świetna. I masz przed sobą fantastyczną przyszłość. Ale musisz się postarać i zacząć o siebie dbać. Musisz przyjmować leki, jeść, wyznaczać sobie tempo. Bo ja nie mogę być twoją pielęgniarką. Nie mogę.
Rozpoczynamy swoje życie z kilkoma obowiązkami. Deklarujemy lojalność wobec naszego kraju. Przysięgamy zawsze zwracać książki do biblioteki. I z upływem czasu wrzucamy na swoje barki coraz więcej zobowiązań, składając kolejne śluby, obietnice by nie szkodzić innym, zawsze mówić prawdę i tylko prawdę, kochać i celebrować każdy dzień póki śmierć nas nie rozłączy. Kolejne przyrzeczenia spływają na nas niczym woda z kranu, póki nie dochodzimy do etapu, kiedy każdemu jesteśmy coś winni. I nagle zatrzymujemy się i w naszych głowach błyska myśl: co do ciężkiej cholery…?
Jest jedna rzecz bardzo charakterystyczna w byciu chirurgiem – wszyscy chcą kawałek ciebie. Wystarczy, że złożymy jedną małą obietnicę, a nim się obejrzymy, toniemy w zobowiązaniach… względem naszych pacjentów, kolegów, względem samej medycyny. Więc robimy to, co zrobiłaby każda rozsądna osoba – uciekamy gdzie pieprz rośnie od naszych obietnic, mając nadzieję, że zostaną zapomniane. Ale wcześniej czy później i tak nas dosięgną. Czasami jednak pojawia się zobowiązanie, którego boisz się najbardziej… a od którego nie warto uciekać w ogóle.
Kiedy chorujesz, zazwyczaj zaczyna się to od małego zakażenia bakterią. Od jednego paskudnego intruza, który po chwili duplikuje się. Jeden intruz staje się dwoma. Następnie tych dwóch staje się czterema, a czterech ośmioma… I nim twoje ciało zdąży się zorientować, całe jest zaatakowane. To swoista inwazja. A gdy intruzi już wylądowali, gdy przejęli kontrolę nad twoim ciałem, lekarz zaczyna zastanawiać się, jak do cholery się ich pozbyć?
Co robisz, kiedy infekcja cię atakuje? Kiedy przejmuje władzę? Robisz to, co powinieneś i zażywasz leki? Czy uczysz się z tym żyć, licząc na to, że kiedyś minie? Czy po prostu się poddajesz i pozwalasz, by to cię zabiło?
Arizona: Większość ludzi myśli, że nadano mi imię na cześć amerykańskiego stanu, ale to nieprawda. Zostałam nazwana na cześć okrętu „USS Arizona”. Mój dziadek służył na „Arizonie” kiedy Japończycy zaatakowali Pearl Harbor, i ocalił dziewiętnastu mężczyzn zanim sam utonął wraz ze swoim okrętem. Wszystko co mój ojciec robił przez całe życie, miało na celu uhonorowanie tego poświęcenia. Dlatego zostałam wychowana na człowieka, który nie zawodzi w ciężkich chwilach. Wychowana by kochać swój kraj, moją rodzinę. By chronić to, co kocham. A kiedy mój ojciec, Pułkownik Daniel Robinson z Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych, usłyszał, że jestem lesbijką powiedział, że ma tylko jedno pytanie. Byłam przygotowana na pytanie typu „Jak szybko możesz wynieść się z mojego domu?” ale zamiast tego usłyszałam: „Czy nadal jesteś tym człowiekiem, na którego cię wychowałem?”. Mój ojciec wierzy w swój kraj, tak samo jak pan wierzy w Boga. I mój ojciec nie jest człowiekiem, który się ugina, ale ugiął się dla mnie, bo jestem jego córką. Nie zawodzę w ciężkich chwilach. Kocham pańską córkę. I chronię tych, których kocham. Nie dlatego, że muszę. Ona tego nie potrzebuje. Jest silną, troskliwą i dumną kobietą. A już na pewno nadal jest tym człowiekiem, na którego pan ją wychował.
- Muszę cię złapać. Zawsze stałaś na moście, od kiedy byłaś małą dziewczynką. Nie tylko na niego wchodziłaś, ale wspinałaś się na poręcz, zawsze gotowa do skoku. I kiedy to robisz, kiedy to się dzieje, muszę tam być żeby cię złapać.
- Nie musisz mnie łapać.
- Owszem muszę. To moje zadanie.
Aby postawić właściwą diagnozę lekarze muszą bezustannie zmieniać swój punkt widzenia. Zaczynamy słuchać opinii swoich pacjentów, choć często nie wiedzą co im dolega. Więc oglądamy pacjenta pod każdym możliwym kątem. Wykluczamy możliwości, zdobywamy nowe informacje próbując odkryć co tak naprawdę mu dolega. Jesteśmy proszeni o konsultację w nadziei, że zobaczymy coś, co ktoś inny przeoczył. Dla pacjenta, świeży punkt widzenia może stanowić granicę pomiędzy życiem a śmiercią. Dla lekarza może to oznaczać stoczenie walki z każdym, kto już tego doświadczył.
Kiedy dochodzimy w swoim życiu do takiego punktu, który jest zbyt przerażający by stawić mu czoła, właśnie wtedy zasięgamy opinii kogoś innego. Czasami odpowiedź, jaką otrzymujemy tylko potwierdza nasze najgorsze obawy. Ale czasem może ona rzucić nowe światło na problem, z którymi przyszło nam się zmierzyć. Pozwala nam zobaczyć go z zupełnie innej perspektywy. I kiedy już wysłuchamy wszystkich opinii, rozważymy każdy punkt widzenia, w końcu odkrywamy to, czego szukaliśmy – prawdę. Ale na prawdzie problem się nie kończy. Z poznaniem prawdy zaczyna pojawiać się zupełnie nowy zestaw pytań i wątpliwości.
Zapytajcie większość chirurgów, czemu nimi zostali, a gwarantuję, że w większości wypadków usłyszycie tę samą odpowiedź. Chodzi o odlot, pośpiech, o dreszcz emocji przy wykonywanych cięciach i ratowaniu czyjegoś życia. Ale bywają chirurdzy, których w tym zawodzie pociąga cisza. To cisza popchnęła ich w ramiona chirurgii. Sala operacyjna to ciche i spokojne miejsce. Musi taka być, aby chirurg zachował swoją czujność i gotowość na wszelkie możliwe komplikacje. Kiedy stoisz w takiej sali a twój pacjent leży otwarty na stole… cały zgiełk tego świata, wszystkie ludzkie zmartwienia po prostu… znikają. Ogarnia cię spokój, czas biegnie nietknięty myślą i przez tę jedną chwilę czujesz się zupełnie spokojny.
Przeżyłem wojnę. Wiedziałeś o tym? Przeżyłem wojnę. Czasy, kiedy w miejscach, gdzie dawniej były place zabaw, powstawały masowe groby. Przeżyłem śmierć mojej rodziny – moich rodziców, moich braci i sióstr. Bezradnie patrzyłem na śmierć mojej żony i dziecka, którzy umarli z głodu podczas pobytu w obozie dla uchodźców. Przeżyłem stratę swojego kraju, języka ojczystego, utratę czegoś, co mogłem nazwać swoim domem. I przeżyję więcej. Nawet i stratę moich nóg. Przeżyję to jeśli będę musiał. Bo wiem, że zawsze jest jakieś wyjście. Nawet jeśli wydaje się, że go nie ma. Wykonać niemożliwe, przeżyć coś nie do przeżycia. Zawsze jest wyjście. Ludzie tacy jak ja… jesteśmy natchnieni. W obliczu niemożliwego jesteśmy natchnieni. Więc jeśli mogę dać ci jedną jedyną radę… Zamiast być wystraszonym, zamiast obawiać się życia… bądź natchnionym.
Spokój nie jest stanem trwałym. Trwa tylko chwilę i wymyka nam się z rąk. Ulotny. Znika zanim się zorientujemy, że w ogóle się pojawił. Możemy doświadczyć go w każdym momencie naszego życia. W akcie dobroci obcego człowieka, w zadaniu, które wymaga maksymalnego skupienia, czy choćby w komforcie codziennej rutyny. Każdego dnia doświadczamy takich chwil spokoju. Sztuka polega na dostrzeżeniu ich i zatrzymaniu jak najdłużej, by móc żyć nimi… póki nie pozwolimy im upłynąć.
Chirurgia dziecięca to nie chirurgia ogólna w miniaturze. Oddział pediatrii to mali ludzie. Dzieci. Wierzą w magię. Bawią się w udawanie. W ich kroplówkach znajduje się gwiezdny pył. Mają nadzieję, trzymają kciuki, wypowiadając życzenia. I to czyni ich bardziej odpornymi niż dorośli. Szybciej zdrowieją , mogą przetrwać najgorsze. Po prostu wierzą. Na pediatrii mamy cuda i magię. Na pediatrii wszystko jest możliwe…
Mówi się, że im więcej dajesz z siebie, tym więcej zyskujesz. Ale najpierw musisz chcieć wykorzystać tę szansę. Musisz zrozumieć, że możesz stracić wszystko. Ale jeśli podejmiesz ryzyko i wykorzystasz tę szansę, jeśli swoje wysiłki zainwestujesz rozważnie – wtedy zysk może cię naprawdę zaskoczyć.
Żyjemy w świecie ciągłego postępu i śmiałych kroków naprzód. Wystarczy, że przystopujesz na chwilę, a zostajesz w tyle. Ale niezależnie od tego jak bardzo staramy się iść do przodu i jak skutecznie opieramy się pokusie by nigdy nie patrzeć wstecz, przeszłość zawsze znajdzie sposób by wrócić i skopać nam tyłki. A historia wciąż na nowo pokazuje nam, że ci, którzy zapominają o swojej przeszłości, skazani są na jej powtórkę.
Nie można tak po prostu zapomnieć o przeszłości, choć czasami jesteśmy gotowi zrobić wszystko by tylko wyrzucić ją z pamięci. Bywa jednak, że dowiadujemy się czegoś zupełnie nowego na temat przeszłości, co zmienia całe nasze wyobrażenie… o teraźniejszości.
Czasami najlepsze prezenty otrzymujemy w naprawdę zaskakujących opakowaniach.
Każdego dnia przekazujemy innym dar życia. Może on być bolesny, może być przerażający, ale jaki by nie był, jest tego wart! Za każdym razem. Wszyscy mamy możliwość przekazania tego daru. Może nie zawsze nosi on znamię tak wielkiego dramatyzmu jak wydarzenia na salach operacyjnych. Mogą nim być podjęte starania, przeprosiny, może nim być wzajemne zrozumienie, dochowanie tajemnicy przyjaciela. Niezależnie od tego, jak wygląda nasz dar, przekazywanie go powinno sprawiać nam radość. Bo kiedy radość zanika, kiedy dawanie zamienia się w przykre brzemię, wtedy przestajesz. Jeśli jednak należysz do tego niewielkiego odsetka ludzi, których znam… dajesz do bólu… a potem jeszcze trochę.
Zakładamy, że poważne zmiany w naszym życiu zachodzą powoli… z biegiem czasu. Ale to nieprawda. Wielkie rzeczy dzieją się w mgnieniu oka. Stawanie się dorosłym, stawanie się rodzicem, lekarzem… W jednej minucie nim nie jesteś… a w drugiej wszystko się zmienia.
Zapytaj któregokolwiek lekarza, czy jest w stanie wskazać ci konkretny moment, w którym stał się lekarzem. Zazwyczaj nie będzie to dzień ukończenia szkoły… Kiedykolwiek jednak by ten moment nie nastąpił… nikt nie będzie w stanie go zapomnieć.
Zdarza się czasami, że nawet nie zauważamy, że cokolwiek się zmieniło. Myślimy, że nadal jesteśmy sobą, a nasze życie nadal jest naszym życiem. Pewnego dnia budzimy się, rozglądamy i dochodzimy do wniosku, że wokół siebie niczego już nie poznajemy. Zupełnie niczego.
Praca… to tylko praca. Miejsce, z którego wracasz do domu, a nie miejsce do którego wracasz. Jeśli stracisz pracę, dostaniesz następną. Bo zawsze jest coś innego. Ale jeśli tracisz miłość. Jeśli wydaje ci się, że ją tracisz… nagle nie liczy się nic innego.
Na chirurgii proces leczenia zaczyna się od wykonania cięcia. Nacięcie, rwąca się tkanka… Musimy zniszczyć zdrową tkankę by móc odsłonić chorą. Może się to wydawać okrutne, ale wbrew pozorom potrafi czynić cuda. Ryzykujesz pełne odsłonięcie, aby móc uleczyć. A gdy jest już po, gdy nacięcie zostało zaszyte, czekasz. Czekasz na wyzdrowienie, z nadzieją, że tak naprawdę nie pogorszyłeś wszystkiego.
Ludzie lubią czuć, że ktoś ich usłyszał. Lubią czuć się szanowani.
I od czasu do czasu lubią usłyszeć słowo „przepraszam”.
Żyjemy pod nieustanną presją przystosowywania się do zmian. Może to być bolesnym procesem, ale bez tego poczujesz, że cofasz się, zamiast przeć do przodu.
Pacjent [Szef Restauracji] (o innej pacjentce): Od kiedy zaczęła przychodzić do naszej restauracji, jeszcze zanim się poznali (z jej obecnym mężem), graliśmy w pewną grę. Próbowała wszystkiego, co jej podaliśmy. Była bardzo śmiała. Nieustraszona. Kiedy spróbowała już wszystkiego z menu, rzucałem wyzwania kucharzom, by wymyślili coś nowego. To stało się... Ona stała się moją ulubioną częścią tygodnia. Pewnego wieczoru, przyszła z nim. Czuła, że to bezpieczne miejsce na pierwszą randkę. Ten pierścionek na jej palcu? Tego wieczoru, gdy się oświadczył... To ja umieściłem go w creme brulee, tak aby go znalazła. Patrzyłem, jak mówi "tak", z kuchennego okienka. I nigdy nie przestali przychodzić. Teraz on zamawia za nią, zawsze to samo. Od 15 lat, patrzę jak ich rozmowy stają się coraz krótsze i krótsze, aż w końcu teraz, już tylko jedzą. Nie mają dzieci. Jeśli on umrze, ona... Będzie sama jak palec. Bardzo się boi, widzę to. I jedyne, czego pragnę, to wziąć jej rękę, i powiedzieć jej, że wszystko będzie w porządku. Że nigdy nie będzie musiała być sama, jeżeli tego nie chce.
Pacjentka [Klientka Restauracji] (o szefie restauracji): Nigdy nic nie powiedział. Nie powiedział, że coś do mnie czuje. Od 15 lat. Ale ja i tak wiedziałam. Dlatego wciąż tam wracałam. Kiedy poznałam mojego męża, dokonałam wyboru. Potem wracałam do restauracji bo Bob (mąż) to lubił. A ja bardzo go kochałam. Stało się to naszym miejscem. I tak, zamawia za mnie, bo doskonale wie, co lubię. Może tak wyglądać, jakbyśmy nie mieli o czym rozmawiać, ale czasem dobrze jest nie musieć nic mówić. 15 lat temu... Dokonałam wyboru. I wciąż to robię, każdego dnia. Właśnie tym jest małżeństwo.
Wciąż musimy się rozwijać. Z minuty na minutę. Ponieważ świat może zmienić się w mgnieniu oka i nie ma czasu na oglądanie się za siebie. Czasami zmiany są na nas wymuszane, czasem zachodzą w nas zupełnie przypadkowo, pomijając te, których dokonujemy sami z siebie. Bezustannie musimy wymyślać coraz to nowsze sposoby na naprawianie siebie. Więc zmieniamy się. Przystosowujemy się. Tworzymy nowe wersje samych siebie. Jedyne, czego powinniśmy być pewni to, że kolejna zmiana jest zawsze ulepszeniem poprzedniej.
Chirurdzy skupiają się głównie na szczegółach. Lubimy statystyki, listy kontrolne i procedury operacyjne. Nasi pacjenci żyją, ponieważ czerpiemy radość z postępowania według określonego schematu. Ale niezależnie od tego jak bardzo zawsze chcielibyśmy polegać na liczbach i planach… wiemy również, że niektóre z największych medycznych odkryć zawdzięczamy zupełnemu przypadkowi. Na pleśń – penicylina. Trujące kory – lek na malarię. Mała niebieska pigułka na wysokie ciśnienie krwi – impotencja pokonana. Ciężko nam zaakceptować, że nie wszystko zależy od ciężkiej pracy, czy też od zwracania szczególnej uwagi na detale. Nie zawsze uzyskamy oczekiwanych odpowiedzi w ten sposób. Czasami jedyne co możemy zrobić, to usiąść wygodnie, odprężyć się i zaczekać na szczęśliwy przypadek.
- Przespałaś się z moim chłopakiem. Przypominam sobie o tym za każdym razem, kiedy na Ciebie patrzę i mam ochotę rzucić w Ciebie cegłówką.
- To było lata temu.
- Nie szkodzi. Zazdrość jest zielonookim potworem. Zapytaj któregokolwiek z dzieci, a powie ci, że z potworami nie ma dyskusji… Uciekaj zanim znajdę jakąś cegłę.
- Nie zależy mi na nagrodach.
- Tylko ludzie, którzy nigdy żadnych nie otrzymali, tak mówią.
Niezależnie od ilości planów jakie robimy, albo jak dokładnie postępujemy według dobrze znanego nam schematu, nigdy nie wiemy jak skończy się dzień. Oczywiście, wolelibyśmy wiedzieć co takiego ześle nam los, ale to przypadki zawsze okazują się być najciekawszą częścią naszego dnia… naszego życia. Ludzie, których pojawienia się nigdy byśmy się nie spodziewali. Zbiegi okoliczności, których nie byliśmy w stanie sobie wyobrazić. Zanim się zorientujesz, znajdujesz się w sytuacji, której nie przewidziałeś. I albo jest to miłe… albo potrzebujesz czasu by się do tego przyzwyczaić. Ale i tak wiesz, że w końcu, z biegiem czasu, docenisz tę sytuację. Dlatego co wieczór kładziesz się spać rozmyślając o następnym dniu, tworząc nowy plan, marząc o tym wspaniałym uczuciu, kiedy wszystko wypali; tworząc listę zadań, z nadzieją, że cokolwiek się wydarzy… będzie to czymś dobrym.
Chirurdzy nie są aż tak bardzo skomplikowani. Nie siedzimy z założonymi rękami, nie zbijamy bąków. Niezależnie od rodzaju gry, lubimy wygrywać. Napędzamy siebie wzajemnie. I nie ma znaczenia jak wiele już osiągnęliśmy. Bo jeśli lubisz piąć się do góry, to zawsze znajdzie się kolejna góra do pokonania.
Często robi się zdjęcia alpinistom, z samego szczytu góry, na którą właśnie się wspięli. Uśmiechają się pełni zachwytu i triumfu. Nikt nie robi zdjęć podczas drogi na szczyt, bo któż by chciał pamiętać co przeszli jeszcze przed chwilą. Napędzamy siebie, popychamy do granic, nie dlatego, że tego chcemy, ale dlatego że musimy. Bezustanna wspinaczka… Ból i udręka wkraczania na następny poziom… Nikt tego nie uwiecznia, bo nikt nie chce tego pamiętać. Jedyne, co tak naprawdę chcemy zachować w pamięci, to widok ze szczytu. Ta zapierająca dech w piersiach chwila na krańcu świata. To sprawia, że wciąż się wspinamy. To warte jest całego bólu. I to właśnie jest ta szalona część. Ta jedna chwila, warta jest wszystkiego.
Umieranie nie jest łatwe. Ciało ludzkie zostało zaprojektowane do przeżycia. Grube kości czaszki, silne serca, wyostrzone zmysły… Ale kiedy ciało jednak zaczyna zawodzić, do akcji wkracza medycyna. A lekarze są na tyle aroganccy by myśleć, że nie ma osoby, której nie dałoby się ocalić. Cóż… jak mówiłam, umieranie nie jest łatwe.
Może musisz być naprawdę umierający, aby to zrozumieć. Ale jest taki moment, kiedy śmierć przestaje być przerażająca. A tym co cię przeraża jest nadzieja… bo nie jest prawdziwa.
Psycholodzy twierdzą, że każdy aspekt naszego życia, cały nasz proces myślowy i wzorce zachowań są bezpośrednim wynikiem naszych relacji z rodzicami. Twierdzą też, że każdy nasz kolejny związek jest tylko inną wersją pierwszego. A my robimy wszystko by wciąż coraz bardziej go ulepszać.
Jest to najważniejszy zawód na świecie. I powinniśmy wyrabiać odpowiednią licencję by ten zawód wykonywać, ale pewnie większość z nas nie przeszłaby nawet egzaminów pisemnych. O praktycznych już nie mówiąc. Niektórym ludziom przychodzi to naturalnie. Jakby się do tego urodzili. Inni posiadają zupełnie inne talenty. Ale dobra wiadomość jest taka, że biologia nie każe ci przechodzić przez to samemu. Możesz zmarnować całe swoje życie na zastanawianie się, ale najlepszą metodą, żeby przekonać się jakim rodzicem będziesz, jest porzucenie teorii i przejście do czynu.
Skóra jest największym organem w naszym ciele. Ochrania nas. Trzyma w całości. Dosłownie pokazuje nam, co odczuwamy. Skóra może być delikatna i wrażliwa. Nad wyraz czuła i podatna na urazy. Dla chirurga skóra ma niewielkie znaczenie. Przecinamy ją by zajrzeć do środka i ujawnić skrywane tajemnice. To z kolei wymaga niezwykłej delikatności i wyczucia.
Niezależnie od tego, jak bardzo gruboskórni staramy się być, są w naszej skórze miliony zakończeń nerwowych. Otwartych, obnażonych… czujących zdecydowanie za wiele. I chociaż robimy co możemy, by uniknąć bólu, czasem nie da się przed nim uchronić. Dlatego czasami jedynym wyjściem – jest po prostu czuć.
Powszechnie uważa się, że pozytywne myślenie prowadzi do szczęśliwszego i zdrowszego życia. Kiedy byliśmy dziećmi, uczono nas bycia radosnymi, uśmiechania się i zachowywania pogodnego wyrazu twarzy. Kiedy staliśmy się dorosłymi, wciąż powtarzano nam by zawsze patrzeć na pozytywne strony, pić lemoniadę i postrzegać szklankę jako do połowy pełną, a nie do połowy pustą. Czasami jednak rzeczywistość staje na drodze do sukcesywnego odegrania naszego szczęścia. Nadzieja może cię opuścić, chłopak może cię zdradzić, przyjaciele mogą cię zawieść. I w takich chwilach, kiedy pragniesz przestać udawać, porzuć grę i pozwól sobie być prawdziwie przestraszonym, nieszczęśliwym sobą.
Zapytaj większości ludzi, czego tak naprawdę pragną od życia, a odpowiedź okaże się banalnie prosta – bycia szczęśliwym. Może właśnie te oczekiwania, ta paląca potrzeba bycia szczęśliwym powstrzymuje nas przez osiągnięciem celu? Może im bardziej pragniemy i staramy się osiągnąć ten błogostan, tym bardziej zdezorientowani jesteśmy. Aż do momentu, kiedy nie poznajemy już samych siebie. Jednak zamiast zrozumieć istotę problemu, nadal nie przestajemy się uśmiechać, z całych sił próbując być szczęśliwi tak, jak nam się to marzy. I zazwyczaj mija bardzo dużo czasu, zanim zrozumiemy, że to, do czego dążyliśmy, od dawna mieliśmy w swoich dłoniach. Nie w naszych marzeniach ani nadziejach, ale we wszystkim doskonale znanym, wygodnym, bliskim...
Ludzkie życie składa się z dokonywania wyborów. Tak lub nie, wejść czy wyjść, w górę czy w dół… Są wybory, które mają większe znaczenie. Kochać czy nienawidzić? Być bohaterem czy tchórzem? Walczyć czy się poddać? Żyć. Czy umierać? To ważny wybór. I nie zawsze należy do ciebie…
W życiu wszystko ma swój czas. Na każdą rzecz pod niebem wyznaczona jest odpowiednia godzina. Jest czas narodzin i czas umierania. Czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zostało zasadzone. Czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i budowania. Jest czas płaczu i czas śmiechu. Czas zawodzenia i czas pląsów. Czas rzucania kamieniami i czas ich zbierania. Jest też i czas na przytulenie…
W szkołach medycznych odbywają się setki zajęć, na których uczą nas jak walczyć ze śmiercią. Ale nie ma ani jednej lekcji, na której uczą jak dalej żyć.
Słownik definiuje żałobę jako przytłaczające cierpienie psychiczne albo głęboki ból po doznanym nieszczęściu lub stracie. Dojmujący smutek. Bolesny żal. Jako chirurdzy i naukowcy nauczyliśmy się polegać na książkach, definicjach, jednoznacznościach. Ale w życiu... ścisłe definicje rzadko się sprawdzają. W życiu... żałoba może przybierać postać wielu rzeczy, noszących bardzo niewielkie podobieństwo do dojmującego smutku.
- Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale zrób coś ze swoim życiem. Choćby dlatego, że je masz! W odróżnieniu od innych, przeżyłaś! Wiem jak bardzo ta świadomość jest dla Ciebie szokująca, straszna i przerażająca, ale przeżyłaś! Więc zacznij żyć tym swoim cholernym życiem.
- Nie wiem jak…
- Nikt nie wie! Nikt nie wie jak! Ale na Boga, miej chociaż tyle szacunku dla tych, którzy zginęli, by spróbować żyć.
Izzie: Bądź moim mężem, rozbierz się, wejdź do łóżka i przytul mnie. Nie wiem o co się tak na mnie złościsz i nie wiem czego się boisz, nie chcesz nawet ze mną rozmawiać. Ale ja też się boję. Nie potrafię… Jeśli mi nie pomożesz… Jeśli chcemy dać sobie szansę na wspólne życie, to chcę móc na Tobie polegać. Proszę…
Alex: Umarłaś w moich ramionach! Umarłaś w moich cholernych ramionach, a potem okazało się, że zostawiłaś wytyczne mówiące, że nie wolno mi ratować Twojego życia. Chcesz wiedzieć, czego się boję?! Boję się wszystkiego! Boję się poruszyć. Boję się oddychać. Boję się Cię dotknąć. Nie mogę Cię stracić, bo sam nie przetrwam. I to Twoja wina. Rozkochałaś mnie w sobie, sprawiłaś, że otworzyłem przed Tobą serce. A potem umarłaś w moich cholernych ramionach…
Wszyscy przechodzimy przez żałobę, ale u każdego wygląda ona inaczej. Nie tylko śmierć wywołuje żałobę. Opłakujemy również życie, stratę, zmianę. Ale kiedy zastanawiamy się, dlaczego czasami musi być tak beznadziejnie i dlaczego to wszystko musi boleć tak bardzo, nie możemy zapomnieć, że sytuacja może się nagle odmienić. Właśnie tak pozostajesz pośród żywych. Kiedy boli tak bardzo, że nie możesz oddychać – wtedy wiesz, że żyjesz… że przetrwasz. Zachowując ten jeden dzień w pamięci, jakimś cudem… choć wydaje się to niemożliwe, nigdy już nie będziesz się czuć w ten sposób. Nie będzie już tak bardzo boleć.
Żałoba dociera do każdego w swoim czasie i na swój własny sposób. I najlepsze co możemy zrobić… co ktokolwiek z nas może zrobić… to zdobyć się na szczerość.
A co w tym wszystkim jest najgorsze? Cóż, najgorsze jest to, że żałoby nie da się kontrolować. Jedyne co możemy zrobić, to przyjąć ją, kiedy już się pojawi. Poczuć ją. I odpuścić, kiedy będziemy na to gotowi.
Jednak niezaprzeczalnie najgorszą rzeczą jest fakt, że kiedy już myślimy, że żałoba minęła, wtedy wszystko zaczyna się od początku.
I zawsze… za każdym razem… Odbiera Ci oddech.
Jest pięć etapów żałoby.
U każdego przebiegają inaczej, ale zawsze jest ich pięć.
Wyparcie.
Gniew.
Targowanie się.
Depresja.
Akceptacja.
Gniew.
Targowanie się.
Depresja.
Akceptacja.
Paranoja daje ci przewagę na sali operacyjnej. Chirurdzy piszą w swoich głowach najgorsze scenariusze z możliwych. Jesteś gotowy do zamknięcia pacjenta, zatamowałeś krwotok, wiesz o tym… a jednak cichy głos w twojej głowie, pyta... „Jesteś tego pewien?” Co, jeśli pacjent umrze, a ty nie mogłeś temu zapobiec? Więc sprawdzasz jeszcze raz swoją pracę przed zamknięciem. Paranoja… jest najlepszym przyjacielem chirurga.
Wszyscy łatwo temu ulegamy. Lękowi i niepewności przed nieznaną przyszłością. Ostatecznie jest to bezcelowe... Bo całe to zamartwianie się, snucie planów na to, co może, ale nie musi się wydarzyć tylko pogarsza sprawę. Więc wyprowadź psa, albo zdrzemnij się na chwilę. Cokolwiek zrobisz, przestań się zamartwiać. Ponieważ jedynym lekarstwem na paranoję jest być tutaj… tak po prostu.
Naprawdę chcę, żebyś dalej robiła to, co kochasz. Jesteś w tym świetna. I masz przed sobą fantastyczną przyszłość. Ale musisz się postarać i zacząć o siebie dbać. Musisz przyjmować leki, jeść, wyznaczać sobie tempo. Bo ja nie mogę być twoją pielęgniarką. Nie mogę.
Rozpoczynamy swoje życie z kilkoma obowiązkami. Deklarujemy lojalność wobec naszego kraju. Przysięgamy zawsze zwracać książki do biblioteki. I z upływem czasu wrzucamy na swoje barki coraz więcej zobowiązań, składając kolejne śluby, obietnice by nie szkodzić innym, zawsze mówić prawdę i tylko prawdę, kochać i celebrować każdy dzień póki śmierć nas nie rozłączy. Kolejne przyrzeczenia spływają na nas niczym woda z kranu, póki nie dochodzimy do etapu, kiedy każdemu jesteśmy coś winni. I nagle zatrzymujemy się i w naszych głowach błyska myśl: co do ciężkiej cholery…?
Jest jedna rzecz bardzo charakterystyczna w byciu chirurgiem – wszyscy chcą kawałek ciebie. Wystarczy, że złożymy jedną małą obietnicę, a nim się obejrzymy, toniemy w zobowiązaniach… względem naszych pacjentów, kolegów, względem samej medycyny. Więc robimy to, co zrobiłaby każda rozsądna osoba – uciekamy gdzie pieprz rośnie od naszych obietnic, mając nadzieję, że zostaną zapomniane. Ale wcześniej czy później i tak nas dosięgną. Czasami jednak pojawia się zobowiązanie, którego boisz się najbardziej… a od którego nie warto uciekać w ogóle.
Kiedy chorujesz, zazwyczaj zaczyna się to od małego zakażenia bakterią. Od jednego paskudnego intruza, który po chwili duplikuje się. Jeden intruz staje się dwoma. Następnie tych dwóch staje się czterema, a czterech ośmioma… I nim twoje ciało zdąży się zorientować, całe jest zaatakowane. To swoista inwazja. A gdy intruzi już wylądowali, gdy przejęli kontrolę nad twoim ciałem, lekarz zaczyna zastanawiać się, jak do cholery się ich pozbyć?
Co robisz, kiedy infekcja cię atakuje? Kiedy przejmuje władzę? Robisz to, co powinieneś i zażywasz leki? Czy uczysz się z tym żyć, licząc na to, że kiedyś minie? Czy po prostu się poddajesz i pozwalasz, by to cię zabiło?
Arizona: Większość ludzi myśli, że nadano mi imię na cześć amerykańskiego stanu, ale to nieprawda. Zostałam nazwana na cześć okrętu „USS Arizona”. Mój dziadek służył na „Arizonie” kiedy Japończycy zaatakowali Pearl Harbor, i ocalił dziewiętnastu mężczyzn zanim sam utonął wraz ze swoim okrętem. Wszystko co mój ojciec robił przez całe życie, miało na celu uhonorowanie tego poświęcenia. Dlatego zostałam wychowana na człowieka, który nie zawodzi w ciężkich chwilach. Wychowana by kochać swój kraj, moją rodzinę. By chronić to, co kocham. A kiedy mój ojciec, Pułkownik Daniel Robinson z Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych, usłyszał, że jestem lesbijką powiedział, że ma tylko jedno pytanie. Byłam przygotowana na pytanie typu „Jak szybko możesz wynieść się z mojego domu?” ale zamiast tego usłyszałam: „Czy nadal jesteś tym człowiekiem, na którego cię wychowałem?”. Mój ojciec wierzy w swój kraj, tak samo jak pan wierzy w Boga. I mój ojciec nie jest człowiekiem, który się ugina, ale ugiął się dla mnie, bo jestem jego córką. Nie zawodzę w ciężkich chwilach. Kocham pańską córkę. I chronię tych, których kocham. Nie dlatego, że muszę. Ona tego nie potrzebuje. Jest silną, troskliwą i dumną kobietą. A już na pewno nadal jest tym człowiekiem, na którego pan ją wychował.
- Muszę cię złapać. Zawsze stałaś na moście, od kiedy byłaś małą dziewczynką. Nie tylko na niego wchodziłaś, ale wspinałaś się na poręcz, zawsze gotowa do skoku. I kiedy to robisz, kiedy to się dzieje, muszę tam być żeby cię złapać.
- Nie musisz mnie łapać.
- Owszem muszę. To moje zadanie.
Aby postawić właściwą diagnozę lekarze muszą bezustannie zmieniać swój punkt widzenia. Zaczynamy słuchać opinii swoich pacjentów, choć często nie wiedzą co im dolega. Więc oglądamy pacjenta pod każdym możliwym kątem. Wykluczamy możliwości, zdobywamy nowe informacje próbując odkryć co tak naprawdę mu dolega. Jesteśmy proszeni o konsultację w nadziei, że zobaczymy coś, co ktoś inny przeoczył. Dla pacjenta, świeży punkt widzenia może stanowić granicę pomiędzy życiem a śmiercią. Dla lekarza może to oznaczać stoczenie walki z każdym, kto już tego doświadczył.
Kiedy dochodzimy w swoim życiu do takiego punktu, który jest zbyt przerażający by stawić mu czoła, właśnie wtedy zasięgamy opinii kogoś innego. Czasami odpowiedź, jaką otrzymujemy tylko potwierdza nasze najgorsze obawy. Ale czasem może ona rzucić nowe światło na problem, z którymi przyszło nam się zmierzyć. Pozwala nam zobaczyć go z zupełnie innej perspektywy. I kiedy już wysłuchamy wszystkich opinii, rozważymy każdy punkt widzenia, w końcu odkrywamy to, czego szukaliśmy – prawdę. Ale na prawdzie problem się nie kończy. Z poznaniem prawdy zaczyna pojawiać się zupełnie nowy zestaw pytań i wątpliwości.
Zapytajcie większość chirurgów, czemu nimi zostali, a gwarantuję, że w większości wypadków usłyszycie tę samą odpowiedź. Chodzi o odlot, pośpiech, o dreszcz emocji przy wykonywanych cięciach i ratowaniu czyjegoś życia. Ale bywają chirurdzy, których w tym zawodzie pociąga cisza. To cisza popchnęła ich w ramiona chirurgii. Sala operacyjna to ciche i spokojne miejsce. Musi taka być, aby chirurg zachował swoją czujność i gotowość na wszelkie możliwe komplikacje. Kiedy stoisz w takiej sali a twój pacjent leży otwarty na stole… cały zgiełk tego świata, wszystkie ludzkie zmartwienia po prostu… znikają. Ogarnia cię spokój, czas biegnie nietknięty myślą i przez tę jedną chwilę czujesz się zupełnie spokojny.
Przeżyłem wojnę. Wiedziałeś o tym? Przeżyłem wojnę. Czasy, kiedy w miejscach, gdzie dawniej były place zabaw, powstawały masowe groby. Przeżyłem śmierć mojej rodziny – moich rodziców, moich braci i sióstr. Bezradnie patrzyłem na śmierć mojej żony i dziecka, którzy umarli z głodu podczas pobytu w obozie dla uchodźców. Przeżyłem stratę swojego kraju, języka ojczystego, utratę czegoś, co mogłem nazwać swoim domem. I przeżyję więcej. Nawet i stratę moich nóg. Przeżyję to jeśli będę musiał. Bo wiem, że zawsze jest jakieś wyjście. Nawet jeśli wydaje się, że go nie ma. Wykonać niemożliwe, przeżyć coś nie do przeżycia. Zawsze jest wyjście. Ludzie tacy jak ja… jesteśmy natchnieni. W obliczu niemożliwego jesteśmy natchnieni. Więc jeśli mogę dać ci jedną jedyną radę… Zamiast być wystraszonym, zamiast obawiać się życia… bądź natchnionym.
Spokój nie jest stanem trwałym. Trwa tylko chwilę i wymyka nam się z rąk. Ulotny. Znika zanim się zorientujemy, że w ogóle się pojawił. Możemy doświadczyć go w każdym momencie naszego życia. W akcie dobroci obcego człowieka, w zadaniu, które wymaga maksymalnego skupienia, czy choćby w komforcie codziennej rutyny. Każdego dnia doświadczamy takich chwil spokoju. Sztuka polega na dostrzeżeniu ich i zatrzymaniu jak najdłużej, by móc żyć nimi… póki nie pozwolimy im upłynąć.
Chirurgia dziecięca to nie chirurgia ogólna w miniaturze. Oddział pediatrii to mali ludzie. Dzieci. Wierzą w magię. Bawią się w udawanie. W ich kroplówkach znajduje się gwiezdny pył. Mają nadzieję, trzymają kciuki, wypowiadając życzenia. I to czyni ich bardziej odpornymi niż dorośli. Szybciej zdrowieją , mogą przetrwać najgorsze. Po prostu wierzą. Na pediatrii mamy cuda i magię. Na pediatrii wszystko jest możliwe…
Mówi się, że im więcej dajesz z siebie, tym więcej zyskujesz. Ale najpierw musisz chcieć wykorzystać tę szansę. Musisz zrozumieć, że możesz stracić wszystko. Ale jeśli podejmiesz ryzyko i wykorzystasz tę szansę, jeśli swoje wysiłki zainwestujesz rozważnie – wtedy zysk może cię naprawdę zaskoczyć.
Żyjemy w świecie ciągłego postępu i śmiałych kroków naprzód. Wystarczy, że przystopujesz na chwilę, a zostajesz w tyle. Ale niezależnie od tego jak bardzo staramy się iść do przodu i jak skutecznie opieramy się pokusie by nigdy nie patrzeć wstecz, przeszłość zawsze znajdzie sposób by wrócić i skopać nam tyłki. A historia wciąż na nowo pokazuje nam, że ci, którzy zapominają o swojej przeszłości, skazani są na jej powtórkę.
Nie można tak po prostu zapomnieć o przeszłości, choć czasami jesteśmy gotowi zrobić wszystko by tylko wyrzucić ją z pamięci. Bywa jednak, że dowiadujemy się czegoś zupełnie nowego na temat przeszłości, co zmienia całe nasze wyobrażenie… o teraźniejszości.
Czasami najlepsze prezenty otrzymujemy w naprawdę zaskakujących opakowaniach.
Każdego dnia przekazujemy innym dar życia. Może on być bolesny, może być przerażający, ale jaki by nie był, jest tego wart! Za każdym razem. Wszyscy mamy możliwość przekazania tego daru. Może nie zawsze nosi on znamię tak wielkiego dramatyzmu jak wydarzenia na salach operacyjnych. Mogą nim być podjęte starania, przeprosiny, może nim być wzajemne zrozumienie, dochowanie tajemnicy przyjaciela. Niezależnie od tego, jak wygląda nasz dar, przekazywanie go powinno sprawiać nam radość. Bo kiedy radość zanika, kiedy dawanie zamienia się w przykre brzemię, wtedy przestajesz. Jeśli jednak należysz do tego niewielkiego odsetka ludzi, których znam… dajesz do bólu… a potem jeszcze trochę.
Zakładamy, że poważne zmiany w naszym życiu zachodzą powoli… z biegiem czasu. Ale to nieprawda. Wielkie rzeczy dzieją się w mgnieniu oka. Stawanie się dorosłym, stawanie się rodzicem, lekarzem… W jednej minucie nim nie jesteś… a w drugiej wszystko się zmienia.
Zapytaj któregokolwiek lekarza, czy jest w stanie wskazać ci konkretny moment, w którym stał się lekarzem. Zazwyczaj nie będzie to dzień ukończenia szkoły… Kiedykolwiek jednak by ten moment nie nastąpił… nikt nie będzie w stanie go zapomnieć.
Zdarza się czasami, że nawet nie zauważamy, że cokolwiek się zmieniło. Myślimy, że nadal jesteśmy sobą, a nasze życie nadal jest naszym życiem. Pewnego dnia budzimy się, rozglądamy i dochodzimy do wniosku, że wokół siebie niczego już nie poznajemy. Zupełnie niczego.
Praca… to tylko praca. Miejsce, z którego wracasz do domu, a nie miejsce do którego wracasz. Jeśli stracisz pracę, dostaniesz następną. Bo zawsze jest coś innego. Ale jeśli tracisz miłość. Jeśli wydaje ci się, że ją tracisz… nagle nie liczy się nic innego.
Na chirurgii proces leczenia zaczyna się od wykonania cięcia. Nacięcie, rwąca się tkanka… Musimy zniszczyć zdrową tkankę by móc odsłonić chorą. Może się to wydawać okrutne, ale wbrew pozorom potrafi czynić cuda. Ryzykujesz pełne odsłonięcie, aby móc uleczyć. A gdy jest już po, gdy nacięcie zostało zaszyte, czekasz. Czekasz na wyzdrowienie, z nadzieją, że tak naprawdę nie pogorszyłeś wszystkiego.
Ludzie lubią czuć, że ktoś ich usłyszał. Lubią czuć się szanowani.
I od czasu do czasu lubią usłyszeć słowo „przepraszam”.
Żyjemy pod nieustanną presją przystosowywania się do zmian. Może to być bolesnym procesem, ale bez tego poczujesz, że cofasz się, zamiast przeć do przodu.
Pacjent [Szef Restauracji] (o innej pacjentce): Od kiedy zaczęła przychodzić do naszej restauracji, jeszcze zanim się poznali (z jej obecnym mężem), graliśmy w pewną grę. Próbowała wszystkiego, co jej podaliśmy. Była bardzo śmiała. Nieustraszona. Kiedy spróbowała już wszystkiego z menu, rzucałem wyzwania kucharzom, by wymyślili coś nowego. To stało się... Ona stała się moją ulubioną częścią tygodnia. Pewnego wieczoru, przyszła z nim. Czuła, że to bezpieczne miejsce na pierwszą randkę. Ten pierścionek na jej palcu? Tego wieczoru, gdy się oświadczył... To ja umieściłem go w creme brulee, tak aby go znalazła. Patrzyłem, jak mówi "tak", z kuchennego okienka. I nigdy nie przestali przychodzić. Teraz on zamawia za nią, zawsze to samo. Od 15 lat, patrzę jak ich rozmowy stają się coraz krótsze i krótsze, aż w końcu teraz, już tylko jedzą. Nie mają dzieci. Jeśli on umrze, ona... Będzie sama jak palec. Bardzo się boi, widzę to. I jedyne, czego pragnę, to wziąć jej rękę, i powiedzieć jej, że wszystko będzie w porządku. Że nigdy nie będzie musiała być sama, jeżeli tego nie chce.
Pacjentka [Klientka Restauracji] (o szefie restauracji): Nigdy nic nie powiedział. Nie powiedział, że coś do mnie czuje. Od 15 lat. Ale ja i tak wiedziałam. Dlatego wciąż tam wracałam. Kiedy poznałam mojego męża, dokonałam wyboru. Potem wracałam do restauracji bo Bob (mąż) to lubił. A ja bardzo go kochałam. Stało się to naszym miejscem. I tak, zamawia za mnie, bo doskonale wie, co lubię. Może tak wyglądać, jakbyśmy nie mieli o czym rozmawiać, ale czasem dobrze jest nie musieć nic mówić. 15 lat temu... Dokonałam wyboru. I wciąż to robię, każdego dnia. Właśnie tym jest małżeństwo.
Wciąż musimy się rozwijać. Z minuty na minutę. Ponieważ świat może zmienić się w mgnieniu oka i nie ma czasu na oglądanie się za siebie. Czasami zmiany są na nas wymuszane, czasem zachodzą w nas zupełnie przypadkowo, pomijając te, których dokonujemy sami z siebie. Bezustannie musimy wymyślać coraz to nowsze sposoby na naprawianie siebie. Więc zmieniamy się. Przystosowujemy się. Tworzymy nowe wersje samych siebie. Jedyne, czego powinniśmy być pewni to, że kolejna zmiana jest zawsze ulepszeniem poprzedniej.
Chirurdzy skupiają się głównie na szczegółach. Lubimy statystyki, listy kontrolne i procedury operacyjne. Nasi pacjenci żyją, ponieważ czerpiemy radość z postępowania według określonego schematu. Ale niezależnie od tego jak bardzo zawsze chcielibyśmy polegać na liczbach i planach… wiemy również, że niektóre z największych medycznych odkryć zawdzięczamy zupełnemu przypadkowi. Na pleśń – penicylina. Trujące kory – lek na malarię. Mała niebieska pigułka na wysokie ciśnienie krwi – impotencja pokonana. Ciężko nam zaakceptować, że nie wszystko zależy od ciężkiej pracy, czy też od zwracania szczególnej uwagi na detale. Nie zawsze uzyskamy oczekiwanych odpowiedzi w ten sposób. Czasami jedyne co możemy zrobić, to usiąść wygodnie, odprężyć się i zaczekać na szczęśliwy przypadek.
- Przespałaś się z moim chłopakiem. Przypominam sobie o tym za każdym razem, kiedy na Ciebie patrzę i mam ochotę rzucić w Ciebie cegłówką.
- To było lata temu.
- Nie szkodzi. Zazdrość jest zielonookim potworem. Zapytaj któregokolwiek z dzieci, a powie ci, że z potworami nie ma dyskusji… Uciekaj zanim znajdę jakąś cegłę.
- Nie zależy mi na nagrodach.
- Tylko ludzie, którzy nigdy żadnych nie otrzymali, tak mówią.
Niezależnie od ilości planów jakie robimy, albo jak dokładnie postępujemy według dobrze znanego nam schematu, nigdy nie wiemy jak skończy się dzień. Oczywiście, wolelibyśmy wiedzieć co takiego ześle nam los, ale to przypadki zawsze okazują się być najciekawszą częścią naszego dnia… naszego życia. Ludzie, których pojawienia się nigdy byśmy się nie spodziewali. Zbiegi okoliczności, których nie byliśmy w stanie sobie wyobrazić. Zanim się zorientujesz, znajdujesz się w sytuacji, której nie przewidziałeś. I albo jest to miłe… albo potrzebujesz czasu by się do tego przyzwyczaić. Ale i tak wiesz, że w końcu, z biegiem czasu, docenisz tę sytuację. Dlatego co wieczór kładziesz się spać rozmyślając o następnym dniu, tworząc nowy plan, marząc o tym wspaniałym uczuciu, kiedy wszystko wypali; tworząc listę zadań, z nadzieją, że cokolwiek się wydarzy… będzie to czymś dobrym.
Chirurdzy nie są aż tak bardzo skomplikowani. Nie siedzimy z założonymi rękami, nie zbijamy bąków. Niezależnie od rodzaju gry, lubimy wygrywać. Napędzamy siebie wzajemnie. I nie ma znaczenia jak wiele już osiągnęliśmy. Bo jeśli lubisz piąć się do góry, to zawsze znajdzie się kolejna góra do pokonania.
Często robi się zdjęcia alpinistom, z samego szczytu góry, na którą właśnie się wspięli. Uśmiechają się pełni zachwytu i triumfu. Nikt nie robi zdjęć podczas drogi na szczyt, bo któż by chciał pamiętać co przeszli jeszcze przed chwilą. Napędzamy siebie, popychamy do granic, nie dlatego, że tego chcemy, ale dlatego że musimy. Bezustanna wspinaczka… Ból i udręka wkraczania na następny poziom… Nikt tego nie uwiecznia, bo nikt nie chce tego pamiętać. Jedyne, co tak naprawdę chcemy zachować w pamięci, to widok ze szczytu. Ta zapierająca dech w piersiach chwila na krańcu świata. To sprawia, że wciąż się wspinamy. To warte jest całego bólu. I to właśnie jest ta szalona część. Ta jedna chwila, warta jest wszystkiego.
Umieranie nie jest łatwe. Ciało ludzkie zostało zaprojektowane do przeżycia. Grube kości czaszki, silne serca, wyostrzone zmysły… Ale kiedy ciało jednak zaczyna zawodzić, do akcji wkracza medycyna. A lekarze są na tyle aroganccy by myśleć, że nie ma osoby, której nie dałoby się ocalić. Cóż… jak mówiłam, umieranie nie jest łatwe.
Może musisz być naprawdę umierający, aby to zrozumieć. Ale jest taki moment, kiedy śmierć przestaje być przerażająca. A tym co cię przeraża jest nadzieja… bo nie jest prawdziwa.
Psycholodzy twierdzą, że każdy aspekt naszego życia, cały nasz proces myślowy i wzorce zachowań są bezpośrednim wynikiem naszych relacji z rodzicami. Twierdzą też, że każdy nasz kolejny związek jest tylko inną wersją pierwszego. A my robimy wszystko by wciąż coraz bardziej go ulepszać.
Jest to najważniejszy zawód na świecie. I powinniśmy wyrabiać odpowiednią licencję by ten zawód wykonywać, ale pewnie większość z nas nie przeszłaby nawet egzaminów pisemnych. O praktycznych już nie mówiąc. Niektórym ludziom przychodzi to naturalnie. Jakby się do tego urodzili. Inni posiadają zupełnie inne talenty. Ale dobra wiadomość jest taka, że biologia nie każe ci przechodzić przez to samemu. Możesz zmarnować całe swoje życie na zastanawianie się, ale najlepszą metodą, żeby przekonać się jakim rodzicem będziesz, jest porzucenie teorii i przejście do czynu.
Skóra jest największym organem w naszym ciele. Ochrania nas. Trzyma w całości. Dosłownie pokazuje nam, co odczuwamy. Skóra może być delikatna i wrażliwa. Nad wyraz czuła i podatna na urazy. Dla chirurga skóra ma niewielkie znaczenie. Przecinamy ją by zajrzeć do środka i ujawnić skrywane tajemnice. To z kolei wymaga niezwykłej delikatności i wyczucia.
Niezależnie od tego, jak bardzo gruboskórni staramy się być, są w naszej skórze miliony zakończeń nerwowych. Otwartych, obnażonych… czujących zdecydowanie za wiele. I chociaż robimy co możemy, by uniknąć bólu, czasem nie da się przed nim uchronić. Dlatego czasami jedynym wyjściem – jest po prostu czuć.
Powszechnie uważa się, że pozytywne myślenie prowadzi do szczęśliwszego i zdrowszego życia. Kiedy byliśmy dziećmi, uczono nas bycia radosnymi, uśmiechania się i zachowywania pogodnego wyrazu twarzy. Kiedy staliśmy się dorosłymi, wciąż powtarzano nam by zawsze patrzeć na pozytywne strony, pić lemoniadę i postrzegać szklankę jako do połowy pełną, a nie do połowy pustą. Czasami jednak rzeczywistość staje na drodze do sukcesywnego odegrania naszego szczęścia. Nadzieja może cię opuścić, chłopak może cię zdradzić, przyjaciele mogą cię zawieść. I w takich chwilach, kiedy pragniesz przestać udawać, porzuć grę i pozwól sobie być prawdziwie przestraszonym, nieszczęśliwym sobą.
Zapytaj większości ludzi, czego tak naprawdę pragną od życia, a odpowiedź okaże się banalnie prosta – bycia szczęśliwym. Może właśnie te oczekiwania, ta paląca potrzeba bycia szczęśliwym powstrzymuje nas przez osiągnięciem celu? Może im bardziej pragniemy i staramy się osiągnąć ten błogostan, tym bardziej zdezorientowani jesteśmy. Aż do momentu, kiedy nie poznajemy już samych siebie. Jednak zamiast zrozumieć istotę problemu, nadal nie przestajemy się uśmiechać, z całych sił próbując być szczęśliwi tak, jak nam się to marzy. I zazwyczaj mija bardzo dużo czasu, zanim zrozumiemy, że to, do czego dążyliśmy, od dawna mieliśmy w swoich dłoniach. Nie w naszych marzeniach ani nadziejach, ale we wszystkim doskonale znanym, wygodnym, bliskim...
Ludzkie życie składa się z dokonywania wyborów. Tak lub nie, wejść czy wyjść, w górę czy w dół… Są wybory, które mają większe znaczenie. Kochać czy nienawidzić? Być bohaterem czy tchórzem? Walczyć czy się poddać? Żyć. Czy umierać? To ważny wybór. I nie zawsze należy do ciebie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz