niedziela, 11 października 2009

GREY'S ANATOMY: season 1


Zapraszam do lektury cytatów z pierwszego, dziewięcio-odcinkowego sezonu serialu Grey's Anatomy (Chirurdzy). Od dawna nosiłam się z zamiarem spisania wszystkich mądrości jakie pojawiają się w czołówce i zakończeniu każdego odcinka, jako swoista myśl przewodnia wydarzeń i relacji rozgrywających się między bohaterami. Ostatnio obejrzałam cały serial jeszcze raz, i muszę przyznać, że nadal mnie zachwyca. Śmieszy, bawi, wzrusza i sprawia, że płaczę jak bóbr. Polecam każdemu!


------------------------------------------------------------
GREY'S ANATOMY: SEZON 1 - CYTATY
------------------------------------------------------------

Gra... Ponoć człowiek albo się do niej nadaje, albo nie.


Trzeba wytyczyć granice oddzielające cię od reszty świata. Ludzie wprowadzają zamęt. Granice są najważniejsze. Rysujemy linie na piasku i modlimy się, żeby nikt ich nie przekroczył.
Można zmarnować życie wytyczając granice... albo przeżyć przekraczając je.
Ale są pewne granice, których przekraczanie jest zbyt niebezpieczne. Wiem jedno. Jeśli człowiek jest gotów zaryzykować... widok z drugiej strony zapiera dech w piersiach.


Nie ma wygranych i przegranych. Zwycięstwa liczy się ilością ocalonych żyć. I raz na jakiś czas, jeśli jesteś bystra, życie które ocalisz może być twoim własnym.


Intymność to coś, czego pragniemy i czego się boimy... Trudno z nią żyć. I trudno bez niej. Intymność powiązana jest z trzema "R": z rodziną, romantycznością i rówieśnikami. Są rzeczy, od których nie można uciec, i są inne, o których nie chce się wiedzieć.
Chciałabym aby istniał kodeks intymności. Jakiś przewodnik, który pozwalałby stwierdzić kiedy przekroczyło się granice. Dobrze byłoby móc przewidzieć te chwilę. A co do zasad... Może w ogóle nie istnieją. Może zasady intymności, są czymś co każdy musi określić sam dla siebie.


Oto moja dusza i serce. Zmiel je, usmaż i zjedz.


Czasami robienie wszystkiego może być gorsze, niż nie robienie niczego.


Pamiętacie jak byliśmy dziećmi i największym zmartwieniem było to, czy dostaniemy rower na urodziny albo herbatniki na śniadanie? Dorosłość jest przereklamowana. Serio. Niech was nie zmylą wystrzałowe buty, seks i brak rodziców mówiących wam co macie robić. Dorosłość to odpowiedzialność. A odpowiedzialność to koszmar.
Dorośli muszą być gdzie trzeba, robić co trzeba. Zarabiać na życie, i płacić czynsz. A do tego niektórzy chcą być chirurgami i trzymać ludzkie serce w swoich rękach. I gadać tu o odpowiedzialności! W porównaniu z tym, rowery i herbatniki nie są najgorsze.
Odpowiedzialność najbardziej daje się we znaki, kiedy coś sknocimy i puścimy to przez palce.
Odpowiedzialność to naprawdę paskudna rzecz. Nie przemija i nie da się jej uniknąć. Albo ktoś nas zmusi abyśmy stawili jej czoła albo ponosimy konsekwencje.


Nadmiar ostrożności to pierwsza zasada leczenia bólu.


Nie wiem dlaczego odkładamy sprawy na później. Ale gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że ma to związek z lękiem przed: porażką, bólem i odrzuceniem.
Czasami boimy się tylko podjęcia decyzji. Bo co jeśli podejmiesz złą i nie będziesz mógł tego naprawić?


Wszyscy słyszeliśmy przysłowia, cytaty filozofów, dziadków ostrzegających nas, abyśmy nie trwonili czasu, tych cholernych poetów wzywających by chwytać dzień. A jednak czasem musimy to przeżyć sami. Musimy popełniać własne błędy. Musimy wymyślić własne maksymy. Musimy umieć drążyć, hamować, przewlekać, póki sami nie zrozumiemy, co chciał powiedzieć Beniamin Franklin, mówiąc że wiedza jest lepsza niż domysły, że przebudzenie jest lepsze niż sen. I że nawet największe niepowodzenie, nawet najgorszy, najbardziej nieodwracalny błąd jest stokroć lepszy niż nie podjęcie próby.


Kto się waha ten przegrywa.


Skoro życie jest takie ciężkie, dlaczego dokładamy sobie kłopotu? Skąd się bierze potrzeba autodestrukcji? Może lubimy ból. Może tak jesteśmy ukształtowani. Ponieważ bez tego, może nie czulibyśmy, że żyjemy. Jak to szło?
„Po co walę się w młotkiem w głowę? Bo jest tak przyjemnie, kiedy przestaję."


Kiedy byłyśmy małymi dziewczynkami wierzyłyśmy w bajki. Fantazjowałyśmy jakie będzie nasze życie: biała suknia, królewicz który zabierze nas do zamku na szczycie góry. Wieczorem w łóżku zamykałyśmy oczy i wierzyłyśmy gorąco, że marzenie się spełni.
Ale człowiek dorasta. Któregoś dnia otwiera oczy i bajka pryska. Sęk w tym, że trudno całkowicie uwolnić się od tej bajki. A prawie każdy chowa ten promyk nadziei i wiary, że pewnego dnia otworzy oczy i marzenie się ziści.


Cokolwiek staramy się ukryć nigdy nie jesteśmy przygotowani na tę chwilę, kiedy prawda staje przed nami w całej swojej krasie. To właśnie jest najgorsze w tajemnicach: jak w nieszczęściach - chodzą parami. Nawarstwiają się i w końcu przejmują kontrolę, aż nie zostaje miejsca na nic innego. Dusimy w sobie tyle tajemnic, że czujemy się jak byśmy mieli wybuchnąć.
Kłopot z tajemnicami jest taki, że nawet gdy myślimy, że panujemy nad sytuacją, wcale tak nie jest.


ŚWIĘTA PRAWDA!!!


xoxo, 'All About The Truth' Girl ;)

6 komentarzy:

  1. Faktycznie świetny serial, wypełniony różnego rodzaju emocjami, znakomitymi tekstami (mi się bardzo podoba komentarz Mer na koniec przedostatniego odcinka 5 sezonu: "We spend our whole lives worrying about the future, planning for the future, trying to predict the future, as if figuring it out will cushion the blow. But the future is always changing. The future is the home of our deepest fears and wildest hopes. But one thing is certain when it finally reveals itself. The future is never the way we imagined it.". No i tekst na koniec piątego całego.

    A do tego serial ma jeszcze jeden plus, który jest nie do przecenienia - muzyka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj taaak, świetny cytat. Jak poczekasz, to na pewno się tutaj pojawi, ale po kolei ;) Ogólnie dużo słyszałam, że wg. krytyków piąty sezon był bardzo słaby, za to mnie osobiście wydawał się niesamowity. Może nie najlepszy, ale zdecydowanie trzymał poziom! No i finał wcisnął mnie w fotel. Robi wrażenie.

    I zgadzam się. Muzyka jest przepiękna, nietuzinkowa i zawsze idealnie pasująca do klimatu scen i samego serialu. Ostatnio np. zasłuchuję się w "Gotta Figure It Out" Erin McCarley z siódmego odcinka piątego sezonu. Polecam :)

    Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałem zamiaru poganiać, tak tylko zasygnalizowałem ;)

    Powiem szczerze, że o ile zgadzam się z Tobą absolutnie jeśli chodzi o finał piątki, to sam sezon był dla mnie trudny do przebrnięcia. Przynajmniej, hmm, w okresie wzmożonej aktywności DD. Byłoby to dla mnie znacznie mocniejsze, gdyby pojawiał się o wiele rzadziej. A tak - spowszedniał mi i wręcz zaczął mnie irytować. Mimo sympatii dla aktora.

    Wiedziałem, że zasłuchujesz się w tym utworze, bo trafiłem tutaj z lasta :) Fajny utwór, to prawda, na dodatek dawno nie słuchałem, ale z podobnych klimatów wolę z "GA" Ingrid Michaelson :) A ostatnio zasłuchuję się w Katie Herzig "Hologram". Ostatnio oznacza te momenty od soboty, gdy nie słucham Tori ;)

    Pozdrawiam i nie ma za co dziękować, cała przyjemność po mojej stronie.

    P.S. Jak wrażenia po "Żonie podróżnika w czasie"? Przymierzam się i do książki, i do filmu, ale nie do końca wiem czego się spodziewać...

    OdpowiedzUsuń
  4. hehehe, wiem wiem, tak tylko napisałam ;)

    DD = Denny? Taaa, to było troszeczkę pokręcone. I te numerki z duchem :D (swoją drogą te sceny zdobyły jakąś antynagrodę za najbardziej badziewny wątek :D) Wtedy też już nie wyrabiałam, ale widocznie jakoś musieli wprowadzić wątek z chorobą Izzie. Chociaż dziwne, że tak późno załapała o co tak naprawdę chodzi Denny'emu. Mogli poprowadzić to nieco inaczej, zdecydowanie korzystniej dla fabuły i, tak jak mówisz, z korzyścią dla aktora grającego DD. Faktycznie z czasem już irytował i stał się złym omenem, a nie cudownym wspomnieniem utraconej miłości... ;)

    Oooo, a jesteśmy znajomymi na laście? ;> :D Ingrid Michaelson "Keep Breathing" uwielbiam, a Hologram obadam chętnie.

    A co do "Żony...", cóż książka zdecydowanie nie jest lekką lekturą. Nie wiem czemu, ale ciężko było mi przez nią przebrnąć. Niestety widać, że jest to pierwsza książka tej autorki, bo język jakim jest napisana bywa miejscami toporny. Historia jest nieziemsko skomplikowana i pomieszana (zakręcona jak ruski naleśnik, że tak powiem :D) ale na końcu wszystko układa się w piękną całość. Jakby nie było, polecam. Warta przeczytania.
    No i też czekam na film. Już się nie mogę doczekać. Na trailerach ciarki chodziły mi po plecach i z tego co widziałam, ekranizacja jest dość wierna książce. Zobaczymy jak wypadnie całościowo. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Poza wątkiem z Dennym, który właśnie od pewnego momentu stał się absurdalny, nie mam do sezonu większych zastrzeżeń :) Wszyscy ci lekarze okazali się być dość powolni umysłowo ;)

    Na laście znajomymi nie jesteśmy, jak się domyślasz - po koncercie Tori zajrzałem na jej polską grupę i patrzyłem sobie czego ludzie słuchają. I tak trafiłem do Ciebie :)

    "Żonę..." muszę dopaść. Tylko pewnie chwilę poczeka, bo i tak jest już cała kolejka rzeczy do czytania...

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyż prawda ;) ;)

    A to błąd, że nie jesteśmy znajomymi ;) hehe. Więc jeśli masz tam założony profil to zapraszam :).

    Co do książek, znam ten ból. Też ich tyle nagromadziłam do czytania, że nie wiem za co się zabrać ;)

    OdpowiedzUsuń